piątek, 6 marca 2015

3.Throw?.

Justin pov. 

Wyszliśmy z mojej firmy która dzisiaj była miejscem zabawy,  zdjąłem z siebie marynarkę i okryłem nią Chanel nie puszczając jej tylko przyciągając do siebie, trzymałem ją w pasie i zacząłem prowadzić w stronę swojego samochodu. 
-Gdzie chcesz jechać?. - spytała patrząc na swoje stopy. 
-Gdziekolwiek byle jak najdalej z tond. - odpowiedziałem, słowa mojej matki trafiły do mnie, czemu Camille kłamała?. 
-Myślisz o niej?. - spytała Chanel gdy tylko wsiedliśmy do samochodu. 
-A ty o nim?. - zadałem pytanie na pytanie,  Chanel spojrzała się na mnie zapinając pasy. 
-Spójrz jakie to zabawne. - cicho zaśmiała się, Chanel miała uroczy słodki śmiech. 
-Co takiego?. - spytałem odpalając auto i odjeżdżając spod firmy. 
-Dwoje załamanych ludzi spotyka się w parku, opija swój smutek, później jedno wychodzi z domu tej drugiej z przekonaniem że spotkanie z tą drugą osobą jest nikłe, a spotykają się parę godzin później, i uciekają przed innymi ludźmi. - wyjaśniła Chanel. To było zabawne, zabawne było to że spotykamy się po raz drugi, i znów zapominamy o problemach. -Więc co cie tak zdenerwowało że musiałeś się napić?. -spytała, skąd wiedziała że piję akurat gdy jestem zdenerwowany?,  przecież mogłem mieć porostu ochotę na alkohol. 
-Moja była powiedziała mojej matce że ją zdradziłem. - odpowiedziałem, wraz z wypowiedzeniem tych słów poczułem jak ulatuje ze mnie zdenerwowanie. 
-Zdradziłeś ją?. - spytała patrząc się na mnie, z wyrazem twarzy którego nikt by nie rozszyfrował. 
-Nie, nie do cholery nie!, nigdy bym czegoś takiego nie zrobił. - odpowiedziałem niemal natychmiast denerwując się. 
-Więc dlaczego kłamała?. - spytała spokojnie kładąc rękę na moim ramieniu, dlaczego gdy tylko mnie dotknęła moje zdenerwowanie uleciało?. 
-Chciałbym to wiedzieć. - odpowiedziałem głośno wypuszczając powietrze nie wiedząc nawet że je wstrzymałem. Chanel zamilkła, była czymś tak pochłonięta że nawet nie reagowała na moje wołanie. 
-Chanel!. - krzyknąłem mając już naprawdę dość tej dobijającej ciszy. 
-Tak?. - spytała patrząc się na mnie. 
-wszystko okej?. - w myślach skarciłem się za to pytanie, wczoraj zdradziła ją osoba którą kochała, nie jest okej. 
-Tak. - skłamała!, nie znam jej długo ale wiem że kłamię, zaraz w ogóle jej nie znałem. 
-Powiedz co cie boli. - rozkazałem. Chanel przełknęła głośno ślinę i spuściła głowę w dół. 
-Boli mnie dużo rzeczy spraw, postępowanie ludzi. Powiedz mi dlaczego mówią kocham cie gdy tak naprawdę jest inaczej?, dlaczego codziennie rzucają tyle nie potrzebnych nikomu słów. W podświadomości wiedząc że to skrzywdzi tą osobę?, dlaczego nie mogę być w końcu szczęśliwa?.  Chcę w końcu odetchnąć, duszę się, mam dość swoich problemów, mam dość brata taty, dziewczyn ze szkoły, chłopaków zaczepiających mnie, Justin'a, a najbardziej całego świata!. - opowiedziała Chanel po jej policzkach zaczęły spływać łzy, zjechałem na pobocze i kciukiem starłem spływającą łzę. 
-Chanel obiecuję że będę przy tobie i będę oddychał za ciebie. Pomogę ci z każdym problemem, ale w zamian nie chcę widzieć twoich łez spowodowanych smutkiem okej?. - obiecałem. Chanel przytuliła się do mnie. To było jeszcze dziecko, dziecko które zbyt wcześnie poznało brutalny świat dorosłych, dziecko które musi zmagać się z nie zbyt ciężkimi problemami dla nas. One dla niej są ciężarem.  Pomogę jej,  będę jej osłem, będę nosił za nią te problemy. Pierwszym problemem jakim się zajmę będzie ten jej chłoptaś. 
-Dziękuję James. - podziękowała odsuwając się ode mnie, ręką otarła łzy i posłała mi uśmiech. - chodź przejdziemy się. - powiedziała wychodząc z samochodu nie dając mi dojść do słowa. Wysiadłem zaraz za nią i zacząłem iść obok niej. Byliśmy już dość daleko od samochodu, Chanel zatrzymała się i podniosła kamień z ziemi. -Ten kamień to jest Camille, możesz wziąść go ze sobą i czekając aż Camille wróci, lub wygarnąć jej co czujesz i wyrzucić zapominając o niej, co wybierasz?. - wziąłem od niej kamień, stałem chwilę wpatrując się w niego, wybór był trudny, ale wiedziałem jak powinienem postąpić. 
-W parę chwil przekreśliłaś wszystko. Starałem się dla ciebie. To wszystko co teraz mam, miało być twoje. I było, ale już nie jest. Nie pozwolę nigdy żadnej kobiecie mnie skrzywdzić. Zwłaszcza tak pustej materialistce którą jesteś. Napisałaś że było by inaczej gdybym więcej czasu poświęcał tobie. Na początku wpoiłaś to we mnie, ale kurwa wiem już o co ci chodzi. To twój plan, masz nadzieję że będę czekał na ciebie z nowiutkim autkiem z brylantowym pierścionkiem i kwiatami w ręce klęcząc na kolanach byś wróciła i miała co opowiadać swoim koleżanką. Pierdol się!. - wygarnąłem do tego kamienia cały żal jaki miałem teraz do Camille i rzuciłem nim jak najdalej mogłem, zrobiłem to samo co Chanel podałem małego kamyczka jej. 
-W parę chwil zjebałeś wszystko Justin. Przeżyłam przy tobie dwa miesiące nieustannego horroru, byłam bita przez ciebie nie jedno krotnie gwałcona, i poniżana przez twoich kolegów, przez całe dwa miesiące budziłam się zastanawiając czy jesteś naćpany czy nie, czy mogę wstać z łóżka czy nie, czy mogę powiedzieć choćby dobranoc i nie dostać za to!, najgorsze jest to że mimo tego iż jesteś najgorszym co mnie w życiu spotkało wiem że nie znajdę drugiej takiej osoby która by się mną choć trochę przejmowała, wiem że kochasz mnie na swój chory sposób, inaczej rzucił byś mnie już dawno. I dlatego wciąż cie kocham!. - szepnęła cicho Chanel upadając na ziemie, bita gwałcona, bita gwałcona, BITA GWAŁCONA.  No kurwa dajcie mi tego chuja a go zabije.  Bez słowa podniosłem Chanel, jedną rękę włożyłem pod jej zgięte kolana a drugą obejmując plecy, wziąłem ją na ręce i zacząłem iść w stronę samochodu.

To było do bani. To wszystko. Staramy się być mili uprzejmi serdeczni i pomocni. A i tak krzywdzimy ludzi których kochamy jak i tych co dla nas nie znaczą nic. Świat nie jest chory, to my. Ludzie jesteśmy największymi potworami. Ale to jest nie sprawiedliwe, starasz się dla jednej osoby to druga zawsze jest przez to zraniona. Dlaczego tak jest?. To są właśnie pytania na które nie mam żadnej odpowiedzi.
-A więc umiesz gotować.-zaczęła siadając na krześle przy blacie.
-Dlaczego taka zdziwiona?.-spytałem krojąc pomidora.
-No bo jesteś facetem.-zaśmiała się, przekręciłem teatralnie oczyma.
-No i co z tego, jestem facetem łamiącym stereotypy.-uśmiechnąłem się.
-Też łamie stereotyp, jestem kobietą i nie umiem gotować, no chyba że wodę na herbatę.-powiedziała przyglądając mi się.
-Nie nadajesz się na żonę.-zażartowałem a Chanel wystawiła w moją stronę język.
-Chciałbyś taką żonę. A po za tym mam wiele innych plusów których zazdrościła by mi nie jedna kobieta.-obroniła się.
-Na przykład jakich?.-spytałem podtrzymując rozmowę.
-Nie wyżywam się na facecie gdy mi coś nie wyjdzie lub mam okres, zamiast krzyczeć że piję usiadła bym obok niego i też się napiła i potrafię wysłuchać.-wymieniła wstając z krzesła i pomagając mi przy uruchomieniu piekarnika.
-Jutro poniedziałek, nie masz szkoły?.-spytałem mając nadzieję że nie będzie chciała do niej iść i zamiast niej wybierze spędzanie czasu ze mną.
-Mam, ale to nie znaczy że muszę wracać do domu o 14 i uczyć się do późna.-odpowiedziała, znałem ją od dwóch dni, przez te dwa dni spała u mnie, spędzała ze mną sporo czasu, i dzięki niej jest dobrze. Ta dziewczynka pomaga mi więcej niż ktokolwiek jakkolwiek  i to samą obecnością.
-Więc zróbmy tak, wieczorem pojedziemy do ciebie po potrzebne rzeczy, i dziś znów będziesz spała u mnie, a rano zawiozę cie do szkoły, Okej?.-zaproponowałem.
-Czekaj chcesz bym wybrała nockę z dala od mojego wkurzającego brata, w miękkim łóżku z podwózką do szkoły a przy próbowaniu do późna za snąć przez muzykę, twarde łózko i iście pieszo, yy trudny wybór, no ale przystaję na twoją propozycję.-zgodziła się.

Chanel pov.

Dobra może to jest głupi pomysł. Nie może, to jest głupi pomysł. Ale każdemu z nas to dobrze zrobi. No mi na pewno. Poczekam tylko jak James wyjdzie spod prysznica i od razu bez obijania w bawełnę spytam się go. Łatwo było myśleć, ale gdy wyszedł z łazienki od razu rozmyśliłam się, za kogo on mnie będzie miał?. Ale za kogo już mnie ma.
-James mam pytanie.-zaczęłam.
-Słucham?.
-Czy my no wiesz, w tedy gdy się upiliśmy, pamiętam że pocałowałam cie. Spaliśmy ze sobą?...



***

Witam was z nowym rozdziałem. 
Mam nadzieje że spodoba wam się.
Czytasz? =Komentujesz!

niedziela, 1 marca 2015

2.Jubilee

Chanel pov. 

Mimo tej ciszy między mną a James'em, czułam się lepiej. Dużo lepiej.  Nie znałam go,  fakt faktem, ale czułam się jakbym wiedziała wszystko o nim, a nie, zupełnie nic, z mojej strony nie było to rozsądne przysiadając się do obcej osoby,  zwłaszcza gdy ona górowała wzrostem i siłą, ale wolałam to niż pałętanie się po parku bez celu i dobijając się wspomnieniami. Brutalnie pięknymi wspomnieniami. 

-Tobie co się przydarzyło?.-Odezwał się James po długiej ciszy, spojrzałam się na niego, przyglądał się mi. 
-Zakończyłam właśnie związek, a tobie?.-odpowiedziałam pytaniem na pytanie. 
-Też zakończył się mój długo letni związek. -powiedział odchylając głowę do tyłu i patrząc się w niebo pełne gwiazd. 
-Jaki był powód?. - wypytywałam robiąc ten sam ruch co on, gwiazdy dziś nadzwyczajnie pięknie świeciły. 
-Chciałem dać jej wszystko, dużo z tego powodu pracowałem, dziś gdy wróciłem do domu, znalazłem kartkę na blacie w kuchni od niej, przepraszam ale to już koniec, gdybyś mniej pracował i więcej czasu spędzał ze mną, było by inaczej. -opowiedział James. 
-Suka, bez obrazy ale poświęciłeś się dla niej a ona cie zostawiła, po prostu nie umiała docenić,  zobaczysz że za nie długo będzie chciała do ciebie wrócić. - wyraziłam swoje zdanie znów patrząc się na James'a, który głośno westchnął i przejechał ręką po twarzy. 
-A ty dlaczego, zerwałaś?. - spytał James. 
-Chciałabym żeby moją przyczyną był pracoholizm,  niestety mój związek był pełen smutku agresji przemocy zaborczości i zdrad, dziś byłam świadkiem jak mój chłopak za którym skoczyła bym w ogień pieprzył jakąś blondynę. - opowiedziałam mu o swoim powodzie rozpaczy. 
-Skurwiel, tak jest gdy ludzie nie doceniają tego co mają. - uśmiechnęłam się szczerze na słowa James'a.
-Ile byliście razem?. - spytałam z ciekawości i z potrzeby podtrzymania rozmowy. 
-Pięć lat.. Boli najbardziej to że przekreśliła tyle lat. - odpowiedział, James spoglądając na mnie. - a wasz związek ile trwał?. - spytał James. 
-Znacznie mniej niż twój, aż trzy miesiące. - odpowiedziałam, dobrze było się czasem komuś wygadać, każdemu by to się przydało, to smutne że są osoby samotne które nie mają komu się wyżalić i przez to cierpią bo muszą sami nieść ten ciężar na barkach. 
-A więc Chanel, może miałabyś ochotę pójść do baru i opić smutki w drinku?, w towarzystwie pracoholika?. - zaproponował James,  zaśmiałam się na jego słowa. 
-Nie z pracoholikiem, ale z James'em z chęcią. - zgodziłam się, na twarzy James'a pojawił się mały uśmieszek. 
-No to idziemy. - wstaliśmy z ławki w tej samej chwili, na nasze szczęście najbliższy bar mieliśmy 5 minut z tond, więc szliśmy w ciszy spacerkiem rozkoszując się lekkim jesiennym powietrzem. Bałam się że mnie nie wpuszczą, ale byłam wysoka, i nie wyglądałam na swoje siedemnaście lat. 

Weszłam bez problemu, co było jedynym plusem dzisiejszego dnia, usiadłam przy najmniej oświetlonym stoliku na samym końcu baru, baru w którym było kilku starszych mężczyzn pijących piwo i palących papierosy, James dołączył do mnie dwie minuty później z dwoma ciemnymi drinkami. 
-Jedno mnie dziwi, dlaczego siedziałeś na ławce w parku, zamiast siedzieć w domu i wydzwaniając do niej?. - spytałam śmiało gdy wypiłam drinka do dna i poczułam się rozluźniona. 
-Jeśli chodzi o miłość jestem bardzo uległy, jeśli moja dziewczyna zdecyduję że to koniec, to daje jej spokój, a ty dlaczego nie siedzisz w domu nie płaczesz w poduszkę rozmyślając o tym w jaki sposób zabić tą dziwkę?. - odpowiedział James pytaniem na pytanie. 
-Nie jestem dziewczyną która będzie płakać w łóżku przytulając pluszaka, jeśli coś takiego się wydarzy chwilkę popłaczę następnie myślę że tak będzie lepiej, lepiej bez niego, a najlepiej mi się myśli spacerując na świeżym powietrzu. - odpowiedziałam upijając łyk drugiego drinka przyniesionego przez atrakcyjną kelnerkę. 
-Mam pomysł zmieńmy temat bo ten jest dla nas dobijający. - stwierdził James tak samo jak ja upijając łyk drinka, który w smaku był słodki. 
-Czym się zajmujesz?.-Spytałam zmieniając temat tak jak chciał. 
-Prowadzę własną firmę produkującą części do samochodu. - odpowiedział James biorąc kolejny łyk. - a ty?. - spytał. 
-uczę się. - odpowiedziałam czując już procenty w sobie które były dla mnie niczym tabletka na uspokojenie. 
-studiujesz,  jaki kierunek?. - dopytywał James najwidoczniej nie chcąc aby nasza rozmowa zamieniła się w ciszę. 
-nie nie studiuję, chodzę do liceum. - wyraz twarzy James'a nie ukrywał zdziwienia. 
-To ile ty masz lat?. - ledwo zahamowałam chęć parsknięcia śmiechem. 
-Siedemnaście, zdziwiony tym że właśnie wyżaliłeś się małolacie i że można porozmawiać z nią jak z dorosłą kobietą?. - zaśmiałam w końcu cicho. 
-Jestem zdziwiony tym że mówisz jak dorosła kobieta a nie jak dziecko. - wyznał James.
-Tak to jest jak się ocenia dojrzałość ludzi po wieku który według mnie jest bez znaczenia.-odparłam upijając kolejny łyk drinka. - A ty ile masz?. - spytałam z ciekawością, miał własną firmę więc będzie miał gdzieś z trzydzieści, ale wygląda na dwadzieścia dwa,  mógł przejąć ją po ojcu. 
-dwadzieścia dziewięć.-odpowiedział, więc za pierwszym razem trafiłam. 
-A więc piję ze staruszkiem. - stwierdziłam wesołym głosem.. 

Moja głowa pękała z bólu, otworzyłam oczy i rozejrzałam się po wielkiej nowocześnie urządzonej sypialni. Co pamiętam z wczoraj?, niewiele. James śmiał się z czegoś, a ja siedziałam na ziemi. Głowę miałam opartą o jego ramię gdy jechaliśmy taksówką. James wniósł mnie na rękach do zapewne jego domu. I położył mnie na łóżku i zaczął odchodzić gdy ja chwiejnie wstałam złapałam go za rękę, gdy się odwrócił twarzą do mnie, złączyłam nasze usta razem. Kurwa spałam z nim, nie to nie możliwe przecież nigdy nie przez spałabym się z obcym gościem starszym ode mnie o dwanaście lat!, nie jestem taka łatwa, śmieszne raczej nie byłam dopóki nie przyssałam się do James'a.  Za kogo on mnie teraz uważa?. Za łatwą dziewczynkę!. Muszę się jakoś z tond wyrwać. Wstałam z łóżka rozciągając się od razu gdy tylko moje stopy stanęły na białym włochatym dywaniku. Byłam w samej bieliźnie, gdyby między nami do czegoś doszło byłabym naga. Tak czy nie?. Zaczęłam wzrokiem szukać moich ubrań, znalazłam je na komodzie obok łóżka, podeszłam do niej i złapałam pierw bluzkę którą od razu nałożyłam. Gdy byłam już ubrana wyszłam z pokoju, znajdowałam się w ogromnym salonie połączonym z kuchnią, z drzwi znajdujących się pięć metrów od drzwi z sypialni wyszedł James, na biodrach miał ręcznik, był goły, co spowodowało u mnie rumieńce. 
-Muszę już iść.-Odparłam lekko zachrypniętym głosem. 
-Nie zjesz śniadania?.-Spytał James bez skrępowania, stał przede mną w samym ręczniku do cholery, czy nie powinien choć trochę być zawstydzony?. 
-Ym nie dzięki naprawdę muszę już spadać.-odmówiłam kierując się w stronę drzwi które na pewno były wyjściowymi, gdy je otworzyłam spojrzałam się w stronę James'a. 
-Zobaczymy, się jeszcze kiedyś?.-zadał pytanie na które znałam odpowiedź, oprócz nas jest kilkaset tysięcy ludzi w tym mieście, jest małe prawdopodobieństwo że na siebie wpadniemy. 
-Na pewno.-rzuciłam uśmiechając się i wychodząc. 

Wchodząc do domu od razu w przedpokoju ściągnęłam buty i skórzaną ramoneske. 
-Kogo my tu mamy, tato ucieszy się na wieść że jego niepełnoletnia córka na noc nie wraca do domu.-Przywitał się miło mój brat, sarkazm jest zauważalny. 
-Tak samo jak ucieszy się na wieść że jego syn robi z domu burdel co noc.-odgryzłam się, na twarzy brata pojawił się łobuzerski uśmieszek. 
-Mam nadzieję że moja siostrzyczka jest wyspana, bo dziś u taty w pracy jest dwudziestopięciolecie firmy na które zostaliśmy zaproszeni wraz z ojcem, przyjęcie zaczyna się o osiemnastej więc masz tylko pięć godzin by uwolnić się od smrodu papierosów alkoholu i pozbycia się worów pod oczami, i mam nadzieję że wyspałaś się w nocy by nie zasnąć przy stole.-Powiadomił mnie mój brat ze sztucznie miłym głosem, wystawiłam mu środkowy palec i zmierzyłam do swojego pokoju. 

Gdy byłam już ogarnięta i przygotowana na przyjęcie zeszłam na dół z zamiarem napicia się soku, mój brat jak zwykle stał przy lodówce i zaglądał do niej. Mój brat nie był popularnym przystojniakiem, był wysokim brunetem o piwnych oczach, i nadwadze . U mnie w rodzinie jedyną chudą osobą byłam ja, z czego się ogromnie cieszyłam, miałam metr siedemdziesiąt siedem wzrostu, długie falowane brązowe włosy i piwne oczy jak mój brat i tata, nie byłam brzydka ale i nie nie wiadomo jak piękna, podobałam się chłopakom a najważniejsze samej sobie. 
-Brzydko wyglądasz.-rzucił gdy tylko przekroczyłam próg kuchni mój miły i kochany brat. 
-Obrażając mój wygląd nie staniesz się przystojny, wiesz?.-obroniłam się biorąc szklankę i nalewając do niej soku. 
-Tato będzie za parę minut, jeśli puścisz, parę z ust w tej sukience zostaniesz pochowana.- zagroził Harry. 
-Tak tak wiem.-odparłam upijając łyk soku, drzwi wejściowe do domu otworzyły się i zamknęły a do kuchni wszedł tata, te parę minut zmieniło się w minutę. 
-Cześć dzieciaki gotowe?, Chanel pięknie wyglądasz.-przywitał się tata po paru dniach nie obecności, mój tato był pracoholikiem, przez co spędzał mało czasu w domu.-Komu w drogę temu czas idziemy.-zarządził ojciec.. 

Justin pov. 

Wczorajszego wieczoru mało piłem, wiedząc że nie mogę pozwolić sobie na kaca dzisiejszego dnia, uchyliłem trochę szybę w aucie by poczuć zapach deszczowego wieczoru. Moje myśli cały czas skupiały się na Camille, mojej byłej, teraz zapewne siedzi w domu swojej matki i czyta kolorowe czasopisma, lub rozmawia z koleżanką przez telefon, może myśli o mnie tak samo jak ja o niej?, raczej nie skoro mnie zostawiła to znaczy że mnie nie kocha więc po co myśleć o kimś kogo się nie kocha?, jeśli by mnie kochała nie odeszła by ode mnie, a może dalej mnie kocha po prostu chciała trochę odetchnąć i przemyśleć wszystko?. Cieszyłem się gdy była obok mnie Chanel, ten dzieciak pomagał mi samą obecnością nie myśleć o niej, a może tak będzie przy każdej innej osobie?, przecież nie byłem jeszcze przy nikim innym oprócz niej po rzuceniu mnie przez Camille, po porzuceniu i zapomnieniu w jednej chwili tylu lat, może już od dawna o tym myślała. Gdy się zorientowałem dojechałem już na miejsce, zaparkowałem swój samochód na parkingu i wszedłem do swojej firmy którą odziedziczyłem po swoim ojcu, dziś dokładnie dwadzieścia pięć lat temu mój ojciec otworzył ją. 
-Dzień dobry panie Lucas. -przywitał się jeden z moich pracowników. 
-Cześć Spencer.-przywitałem się idąc do swojego gabinetu, muzyka grała głośno, na całą firmę jak nie ulicę, potrzebowałem chwili odprężenia nim będę musiał wyjść i powiedzieć jak dużo dla mnie znaczy ta firma ci nie wszyscy znani mi ludzie i wszystkie te śmieci które przygotowała dla mnie moja matka, nalałem do szklanki whisky i upiłem łyk, rozluźniłem trochę krawat, odłożyłem szklankę i wyszedłem z gabinetu na wielką halę która na ten dzień zmieniła się w salę.. 
-James'ie Lucas'ie powinieneś być dwie godziny temu!.-Fuknęła na mnie moja matka która z organizowała całe to gówno. 
-Przepraszam mamo, ale nie dobrze się czułem, a teraz wybacz ale muszę wnieść toast. -obroniłem się wchodząc na małą scenę i biorąc od jednego z pracowników mikrofon i kieliszek szampana, orkiestra przestała grać więc zacząłem swoją nudną przemowę.-Witam wszystkich serdecznie, dziś ósmego października mija dokładnie dwudziesty piąty rok od kąt mój świętej pamięci ojciec założył o to tą wspaniałą firmę, chciałem serdecznie podziękować panom i panią za przybycie, naprawdę dużo to dla mnie znaczy, gdyby nie państwo ta firma by nie istniała, chcę wznieść toast za kolejne tyle lat, no i za piękne panie które są tu z nami. - upiłem łyk szampana a wraz ze mną kilkaset zebranych osób, podziękowałem ukłoniłem się i zszedłem ze sceny. 
-Dzwoniła do mnie wczoraj Camille i o wszystkim mi opowiedziała. - zaczepiła mnie matka, chciałem od niej odejść ale gdy usłyszałem imię Camille stanąłem naprzeciw swojej matki. 
-Co ci mówiła?. - spytałem z zżerającą mnie od środka ciekawością. 
-Wszystko, wstyd mi za ciebie, nie wychowałam cie tak, zawiodłam się na tobie, kto by pomyślał że mój syn to babiarz i zdradza kobietę po pięciu latach.-odpowiedziała mama. 
-Nie zdradziłem jej!. - obroniłem się, choć nie widziałem w tym sensu, moja matka wysłuchała by każdego oprócz mnie, westchnąłem głośno i podszedłem do stołu z napojami, potrzebowałem czegoś mocniejszego. 
-Nie powinieneś upijać się na tak ważnym dla ciebie przyjęciu. - usłyszałem znajomy głos, odwróciłem się i zobaczyłem Chanel, wyglądała pięknie w brzoskwiniowej prostej sukience, w wyprostowanych włosach i delikatnym makijażu... 



***

Mam nadzieję że rozdział się podobał:)
Czytasz? = Komentujesz!
 







piątek, 20 lutego 2015

1.introduction

James pov.

Pustka była idealnym określeniem tego co teraz czuję. Mam wszystko. Chyba wszystko. W całym moim 26-cio letnim życiu doszedłem do naprawdę wielkiego szczytu.Przynajmniej tak mi się zdaję, wszystko co miało dla mnie największą wartość odeszło.w kąt. Przez jedno słowo którym było ,To koniec', nic nie dzieję się bez przyczyny, tak musiało być. Nie do końca radosne dla drugiej osoby. Ale co zrobisz jak nic nie zrobisz?. Było już ciemno, nie było już prawie nikogo w parku, dlatego to miejsce było dla mnie teraz idealne, z moich rozmyśleń wyrwała mnie młoda atrakcyjna dziewczyna siadająca obok mnie na ławce, była ładna, i smutna. Bardzo smutna.

Chanel pov.

Ile razy już płakałam przez niego?. Nie zliczę. Ile razy już przez niego jeździłam żyletką po nadgarstku. też nie zliczę. Ile potraciłam przez niego osób?. To akurat zliczę, wszystkich. szkoda tylko że dopiero po takim czasie doszło do mnie jak bardzo zniszczył moje życie. Jestem kolejną małolatą która przez swoje głupie serce została zraniona przez to że idealizowała go nie widząc ani jednej wady przez uczucie, choć był największym błędem w moim życiu. Był tym kimś co niszczy wiele młodych dziewczyn.Przez takich chłopaków mówiło się że facet to świnia, że myśli tylko tym co ma w spodniach. Ale co zrobisz jak nic nie zrobisz?. Było już ciemno, nie było już prawie nikogo w parku, dlatego to miejsce teraz było dla mnie idealne. Jakieś 10 metrów dalej na ławce siedział mężczyzna, twarz miał zakrytą dłońmi, najwyraźniej w świecie płakał, podeszłam bliżej, gdy usłyszałam cichy szloch usiadłam obok niego, był przystojny, i smutny. Bardzo smutny.
-Nie będę pytać cie co się stało, bo to może być zbyt trudne do opowiedzenia o tym, zwłaszcza kompletnie obcej osobie. Ale wiem że nikt nie lubi być sam, ja tego nie cierpię, więc pozwolisz mi posiedzieć z tobą w ciszy?.-odezwałam się jako pierwsza,mężczyzna kiwnął głową na znak że się zgadza.-Jestem Chanel.
-James...

*** 
Tak wiem że rozdział jest krótki, no ale tak ma być, jest to wprowadzenie, mam nadzieję że ten blog wam się spodoba.
Proszę o pozostawienie po sobie komentarza:).