niedziela, 1 marca 2015

2.Jubilee

Chanel pov. 

Mimo tej ciszy między mną a James'em, czułam się lepiej. Dużo lepiej.  Nie znałam go,  fakt faktem, ale czułam się jakbym wiedziała wszystko o nim, a nie, zupełnie nic, z mojej strony nie było to rozsądne przysiadając się do obcej osoby,  zwłaszcza gdy ona górowała wzrostem i siłą, ale wolałam to niż pałętanie się po parku bez celu i dobijając się wspomnieniami. Brutalnie pięknymi wspomnieniami. 

-Tobie co się przydarzyło?.-Odezwał się James po długiej ciszy, spojrzałam się na niego, przyglądał się mi. 
-Zakończyłam właśnie związek, a tobie?.-odpowiedziałam pytaniem na pytanie. 
-Też zakończył się mój długo letni związek. -powiedział odchylając głowę do tyłu i patrząc się w niebo pełne gwiazd. 
-Jaki był powód?. - wypytywałam robiąc ten sam ruch co on, gwiazdy dziś nadzwyczajnie pięknie świeciły. 
-Chciałem dać jej wszystko, dużo z tego powodu pracowałem, dziś gdy wróciłem do domu, znalazłem kartkę na blacie w kuchni od niej, przepraszam ale to już koniec, gdybyś mniej pracował i więcej czasu spędzał ze mną, było by inaczej. -opowiedział James. 
-Suka, bez obrazy ale poświęciłeś się dla niej a ona cie zostawiła, po prostu nie umiała docenić,  zobaczysz że za nie długo będzie chciała do ciebie wrócić. - wyraziłam swoje zdanie znów patrząc się na James'a, który głośno westchnął i przejechał ręką po twarzy. 
-A ty dlaczego, zerwałaś?. - spytał James. 
-Chciałabym żeby moją przyczyną był pracoholizm,  niestety mój związek był pełen smutku agresji przemocy zaborczości i zdrad, dziś byłam świadkiem jak mój chłopak za którym skoczyła bym w ogień pieprzył jakąś blondynę. - opowiedziałam mu o swoim powodzie rozpaczy. 
-Skurwiel, tak jest gdy ludzie nie doceniają tego co mają. - uśmiechnęłam się szczerze na słowa James'a.
-Ile byliście razem?. - spytałam z ciekawości i z potrzeby podtrzymania rozmowy. 
-Pięć lat.. Boli najbardziej to że przekreśliła tyle lat. - odpowiedział, James spoglądając na mnie. - a wasz związek ile trwał?. - spytał James. 
-Znacznie mniej niż twój, aż trzy miesiące. - odpowiedziałam, dobrze było się czasem komuś wygadać, każdemu by to się przydało, to smutne że są osoby samotne które nie mają komu się wyżalić i przez to cierpią bo muszą sami nieść ten ciężar na barkach. 
-A więc Chanel, może miałabyś ochotę pójść do baru i opić smutki w drinku?, w towarzystwie pracoholika?. - zaproponował James,  zaśmiałam się na jego słowa. 
-Nie z pracoholikiem, ale z James'em z chęcią. - zgodziłam się, na twarzy James'a pojawił się mały uśmieszek. 
-No to idziemy. - wstaliśmy z ławki w tej samej chwili, na nasze szczęście najbliższy bar mieliśmy 5 minut z tond, więc szliśmy w ciszy spacerkiem rozkoszując się lekkim jesiennym powietrzem. Bałam się że mnie nie wpuszczą, ale byłam wysoka, i nie wyglądałam na swoje siedemnaście lat. 

Weszłam bez problemu, co było jedynym plusem dzisiejszego dnia, usiadłam przy najmniej oświetlonym stoliku na samym końcu baru, baru w którym było kilku starszych mężczyzn pijących piwo i palących papierosy, James dołączył do mnie dwie minuty później z dwoma ciemnymi drinkami. 
-Jedno mnie dziwi, dlaczego siedziałeś na ławce w parku, zamiast siedzieć w domu i wydzwaniając do niej?. - spytałam śmiało gdy wypiłam drinka do dna i poczułam się rozluźniona. 
-Jeśli chodzi o miłość jestem bardzo uległy, jeśli moja dziewczyna zdecyduję że to koniec, to daje jej spokój, a ty dlaczego nie siedzisz w domu nie płaczesz w poduszkę rozmyślając o tym w jaki sposób zabić tą dziwkę?. - odpowiedział James pytaniem na pytanie. 
-Nie jestem dziewczyną która będzie płakać w łóżku przytulając pluszaka, jeśli coś takiego się wydarzy chwilkę popłaczę następnie myślę że tak będzie lepiej, lepiej bez niego, a najlepiej mi się myśli spacerując na świeżym powietrzu. - odpowiedziałam upijając łyk drugiego drinka przyniesionego przez atrakcyjną kelnerkę. 
-Mam pomysł zmieńmy temat bo ten jest dla nas dobijający. - stwierdził James tak samo jak ja upijając łyk drinka, który w smaku był słodki. 
-Czym się zajmujesz?.-Spytałam zmieniając temat tak jak chciał. 
-Prowadzę własną firmę produkującą części do samochodu. - odpowiedział James biorąc kolejny łyk. - a ty?. - spytał. 
-uczę się. - odpowiedziałam czując już procenty w sobie które były dla mnie niczym tabletka na uspokojenie. 
-studiujesz,  jaki kierunek?. - dopytywał James najwidoczniej nie chcąc aby nasza rozmowa zamieniła się w ciszę. 
-nie nie studiuję, chodzę do liceum. - wyraz twarzy James'a nie ukrywał zdziwienia. 
-To ile ty masz lat?. - ledwo zahamowałam chęć parsknięcia śmiechem. 
-Siedemnaście, zdziwiony tym że właśnie wyżaliłeś się małolacie i że można porozmawiać z nią jak z dorosłą kobietą?. - zaśmiałam w końcu cicho. 
-Jestem zdziwiony tym że mówisz jak dorosła kobieta a nie jak dziecko. - wyznał James.
-Tak to jest jak się ocenia dojrzałość ludzi po wieku który według mnie jest bez znaczenia.-odparłam upijając kolejny łyk drinka. - A ty ile masz?. - spytałam z ciekawością, miał własną firmę więc będzie miał gdzieś z trzydzieści, ale wygląda na dwadzieścia dwa,  mógł przejąć ją po ojcu. 
-dwadzieścia dziewięć.-odpowiedział, więc za pierwszym razem trafiłam. 
-A więc piję ze staruszkiem. - stwierdziłam wesołym głosem.. 

Moja głowa pękała z bólu, otworzyłam oczy i rozejrzałam się po wielkiej nowocześnie urządzonej sypialni. Co pamiętam z wczoraj?, niewiele. James śmiał się z czegoś, a ja siedziałam na ziemi. Głowę miałam opartą o jego ramię gdy jechaliśmy taksówką. James wniósł mnie na rękach do zapewne jego domu. I położył mnie na łóżku i zaczął odchodzić gdy ja chwiejnie wstałam złapałam go za rękę, gdy się odwrócił twarzą do mnie, złączyłam nasze usta razem. Kurwa spałam z nim, nie to nie możliwe przecież nigdy nie przez spałabym się z obcym gościem starszym ode mnie o dwanaście lat!, nie jestem taka łatwa, śmieszne raczej nie byłam dopóki nie przyssałam się do James'a.  Za kogo on mnie teraz uważa?. Za łatwą dziewczynkę!. Muszę się jakoś z tond wyrwać. Wstałam z łóżka rozciągając się od razu gdy tylko moje stopy stanęły na białym włochatym dywaniku. Byłam w samej bieliźnie, gdyby między nami do czegoś doszło byłabym naga. Tak czy nie?. Zaczęłam wzrokiem szukać moich ubrań, znalazłam je na komodzie obok łóżka, podeszłam do niej i złapałam pierw bluzkę którą od razu nałożyłam. Gdy byłam już ubrana wyszłam z pokoju, znajdowałam się w ogromnym salonie połączonym z kuchnią, z drzwi znajdujących się pięć metrów od drzwi z sypialni wyszedł James, na biodrach miał ręcznik, był goły, co spowodowało u mnie rumieńce. 
-Muszę już iść.-Odparłam lekko zachrypniętym głosem. 
-Nie zjesz śniadania?.-Spytał James bez skrępowania, stał przede mną w samym ręczniku do cholery, czy nie powinien choć trochę być zawstydzony?. 
-Ym nie dzięki naprawdę muszę już spadać.-odmówiłam kierując się w stronę drzwi które na pewno były wyjściowymi, gdy je otworzyłam spojrzałam się w stronę James'a. 
-Zobaczymy, się jeszcze kiedyś?.-zadał pytanie na które znałam odpowiedź, oprócz nas jest kilkaset tysięcy ludzi w tym mieście, jest małe prawdopodobieństwo że na siebie wpadniemy. 
-Na pewno.-rzuciłam uśmiechając się i wychodząc. 

Wchodząc do domu od razu w przedpokoju ściągnęłam buty i skórzaną ramoneske. 
-Kogo my tu mamy, tato ucieszy się na wieść że jego niepełnoletnia córka na noc nie wraca do domu.-Przywitał się miło mój brat, sarkazm jest zauważalny. 
-Tak samo jak ucieszy się na wieść że jego syn robi z domu burdel co noc.-odgryzłam się, na twarzy brata pojawił się łobuzerski uśmieszek. 
-Mam nadzieję że moja siostrzyczka jest wyspana, bo dziś u taty w pracy jest dwudziestopięciolecie firmy na które zostaliśmy zaproszeni wraz z ojcem, przyjęcie zaczyna się o osiemnastej więc masz tylko pięć godzin by uwolnić się od smrodu papierosów alkoholu i pozbycia się worów pod oczami, i mam nadzieję że wyspałaś się w nocy by nie zasnąć przy stole.-Powiadomił mnie mój brat ze sztucznie miłym głosem, wystawiłam mu środkowy palec i zmierzyłam do swojego pokoju. 

Gdy byłam już ogarnięta i przygotowana na przyjęcie zeszłam na dół z zamiarem napicia się soku, mój brat jak zwykle stał przy lodówce i zaglądał do niej. Mój brat nie był popularnym przystojniakiem, był wysokim brunetem o piwnych oczach, i nadwadze . U mnie w rodzinie jedyną chudą osobą byłam ja, z czego się ogromnie cieszyłam, miałam metr siedemdziesiąt siedem wzrostu, długie falowane brązowe włosy i piwne oczy jak mój brat i tata, nie byłam brzydka ale i nie nie wiadomo jak piękna, podobałam się chłopakom a najważniejsze samej sobie. 
-Brzydko wyglądasz.-rzucił gdy tylko przekroczyłam próg kuchni mój miły i kochany brat. 
-Obrażając mój wygląd nie staniesz się przystojny, wiesz?.-obroniłam się biorąc szklankę i nalewając do niej soku. 
-Tato będzie za parę minut, jeśli puścisz, parę z ust w tej sukience zostaniesz pochowana.- zagroził Harry. 
-Tak tak wiem.-odparłam upijając łyk soku, drzwi wejściowe do domu otworzyły się i zamknęły a do kuchni wszedł tata, te parę minut zmieniło się w minutę. 
-Cześć dzieciaki gotowe?, Chanel pięknie wyglądasz.-przywitał się tata po paru dniach nie obecności, mój tato był pracoholikiem, przez co spędzał mało czasu w domu.-Komu w drogę temu czas idziemy.-zarządził ojciec.. 

Justin pov. 

Wczorajszego wieczoru mało piłem, wiedząc że nie mogę pozwolić sobie na kaca dzisiejszego dnia, uchyliłem trochę szybę w aucie by poczuć zapach deszczowego wieczoru. Moje myśli cały czas skupiały się na Camille, mojej byłej, teraz zapewne siedzi w domu swojej matki i czyta kolorowe czasopisma, lub rozmawia z koleżanką przez telefon, może myśli o mnie tak samo jak ja o niej?, raczej nie skoro mnie zostawiła to znaczy że mnie nie kocha więc po co myśleć o kimś kogo się nie kocha?, jeśli by mnie kochała nie odeszła by ode mnie, a może dalej mnie kocha po prostu chciała trochę odetchnąć i przemyśleć wszystko?. Cieszyłem się gdy była obok mnie Chanel, ten dzieciak pomagał mi samą obecnością nie myśleć o niej, a może tak będzie przy każdej innej osobie?, przecież nie byłem jeszcze przy nikim innym oprócz niej po rzuceniu mnie przez Camille, po porzuceniu i zapomnieniu w jednej chwili tylu lat, może już od dawna o tym myślała. Gdy się zorientowałem dojechałem już na miejsce, zaparkowałem swój samochód na parkingu i wszedłem do swojej firmy którą odziedziczyłem po swoim ojcu, dziś dokładnie dwadzieścia pięć lat temu mój ojciec otworzył ją. 
-Dzień dobry panie Lucas. -przywitał się jeden z moich pracowników. 
-Cześć Spencer.-przywitałem się idąc do swojego gabinetu, muzyka grała głośno, na całą firmę jak nie ulicę, potrzebowałem chwili odprężenia nim będę musiał wyjść i powiedzieć jak dużo dla mnie znaczy ta firma ci nie wszyscy znani mi ludzie i wszystkie te śmieci które przygotowała dla mnie moja matka, nalałem do szklanki whisky i upiłem łyk, rozluźniłem trochę krawat, odłożyłem szklankę i wyszedłem z gabinetu na wielką halę która na ten dzień zmieniła się w salę.. 
-James'ie Lucas'ie powinieneś być dwie godziny temu!.-Fuknęła na mnie moja matka która z organizowała całe to gówno. 
-Przepraszam mamo, ale nie dobrze się czułem, a teraz wybacz ale muszę wnieść toast. -obroniłem się wchodząc na małą scenę i biorąc od jednego z pracowników mikrofon i kieliszek szampana, orkiestra przestała grać więc zacząłem swoją nudną przemowę.-Witam wszystkich serdecznie, dziś ósmego października mija dokładnie dwudziesty piąty rok od kąt mój świętej pamięci ojciec założył o to tą wspaniałą firmę, chciałem serdecznie podziękować panom i panią za przybycie, naprawdę dużo to dla mnie znaczy, gdyby nie państwo ta firma by nie istniała, chcę wznieść toast za kolejne tyle lat, no i za piękne panie które są tu z nami. - upiłem łyk szampana a wraz ze mną kilkaset zebranych osób, podziękowałem ukłoniłem się i zszedłem ze sceny. 
-Dzwoniła do mnie wczoraj Camille i o wszystkim mi opowiedziała. - zaczepiła mnie matka, chciałem od niej odejść ale gdy usłyszałem imię Camille stanąłem naprzeciw swojej matki. 
-Co ci mówiła?. - spytałem z zżerającą mnie od środka ciekawością. 
-Wszystko, wstyd mi za ciebie, nie wychowałam cie tak, zawiodłam się na tobie, kto by pomyślał że mój syn to babiarz i zdradza kobietę po pięciu latach.-odpowiedziała mama. 
-Nie zdradziłem jej!. - obroniłem się, choć nie widziałem w tym sensu, moja matka wysłuchała by każdego oprócz mnie, westchnąłem głośno i podszedłem do stołu z napojami, potrzebowałem czegoś mocniejszego. 
-Nie powinieneś upijać się na tak ważnym dla ciebie przyjęciu. - usłyszałem znajomy głos, odwróciłem się i zobaczyłem Chanel, wyglądała pięknie w brzoskwiniowej prostej sukience, w wyprostowanych włosach i delikatnym makijażu... 



***

Mam nadzieję że rozdział się podobał:)
Czytasz? = Komentujesz!
 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz